Chyba zamieniam się w Norwega. Albo przyzwyczajam się do sytucacji. No bo, jak inaczej nazwać sytuację, kiedy idę (idę!) sobie na górę, 425 m.n.p.m... , żeby zobaczyć razem zachód słońca. Szaleństwo. To wczorajszy wieczór. A dziś obudziłam się bez zakwasów. Ciało chyba do wszystkiego się potrafi przyzwyczaić. Tylko ta sytuacja taka dziwna, nowa. Nie mówię, że mi się nie podoba ;) Wręcz przeciwnie. I ta wyprawa w dresach, taka norweska. Zachód słońca i widok na moje ukochane Bergen. Pełnia szczęścia.
Patka :)
W dresie też może być romantycznie! :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite widoki, aż nabrałam ochoty na jakiś spontaniczny wyjazd :)
OdpowiedzUsuńnajlepsza randka ever ... :')
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takich pięknych widoków.
OdpowiedzUsuńczesc ;-) proszę odezwij się do mnie na meila aduchna891@wp.pl chciałabym z Toba porozmawiać na temat pracy au-pair...pzdr
OdpowiedzUsuńO Chorera :) :P
OdpowiedzUsuńMyślę, że zdobycie Floyen o zachodzie jest najlepsza na takie okazje ;)
Prawda jest taka ze takie randki sa najlepsze i widac ze bardzo ci to sluzy wiec kochana ciesze sie bardzo i zazdroszcze nastawienia i widokow
OdpowiedzUsuńO prosze! Ledwo wylądowała w Norge a już się jakiś ślub kroi xD
OdpowiedzUsuńHaha, do zwiazku jeszcze jakies 20 lat swietlnych, to do slubu przynajmniej 50 :D
Usuń